Taraka: nowe |
Sny |
Blogi |
Seriale |
Kategorie |
Autorzy |
Autorzy wg czytania |
Tematy/tagi |
Autorzy snów |
Autorzy snów wg czytania |
Tematy/tagi snów
2015-04-14
Wojciech Jóźwiak
Pseudo-patriarchat polski czyli ksiądz i matrona
Ponieważ w komentarzach do tekstu Atak joginów na Kościół z poszczucia przez komunistów. Czad... -- pojawił się nowy temat, awansuję swój wpis-komentarz do rangi osobnego odcinka niniejszego bloga. Będzie o tym, jak to patriarchat w Polsce jest pozorny, ponieważ faktycznie władzę należną Ojcom sprawują uzurpatorzy: Księża i Matrony. W istocie jest to matriarchat, fałszywie ubierający się w pozory patriarchatu. Zapraszam do dyskusji.
Wojciech Jóźwiak
Taraka: nowe |
Sny |
Blogi |
Seriale |
Kategorie |
Autorzy |
Autorzy wg czytania |
Tematy/tagi |
Autorzy snów |
Autorzy snów wg czytania |
Tematy/tagi snów
Komentarze: 23
Nie wiem, jak jest u innych katolików, ale u Polaków, w Polsce -- NIE MA OJCA. Nasi literaccy bohaterowie są tacy, jakby ojców nie mieli. Nie pozostają w żadnym stosunku do swoich ojców. W "Panu Tadeuszu" ojciec jest ukryty pod powłoką księdza (ks. Robaka), więc (1) księdza, (2) robaka (czy Kafka -- przemiana w owada! -- znał-czytał "Pana Tadeusza"?) To jest dobry trop, ponieważ miejsce OJCA w Polsce zajął KSIĄDZ, a do pomocy ma STARĄ KOBIETĘ. I ta demoniczna para zastępuje Polakom ojców.
Polski patriarchat to patriarchat bez ojców, gdzie tymi, co trzymają porządek, uzurpując sobie pozycję Ojca, są Ksiądz i Stara Kobieta.
Ich się Polacy boją. Przed nimi czują respekt.
Niech Jacek Dobrowolski powie.
Dziś właśnie rozmawiałem z kolegą, że u polskich poetów współczesnych nie ma ojców. Ale ich nieobecność w poezji oznacza, że synowie NIE CHCĄ O NICH MÓWIĆ. Że ojcostwo ich ojców jest dla nich traumą, że nie potrafią o nim mówić. Wyjątkiem jest tu Herbert, który próbuje ojca uczłowieczyć, zawrzeć z nim porozumienie, komunię, ale jest to możliwe dopiero wtedy, gdy ojciec staje się słabszy. Nawet taka rzecz, jak porzucanie dzieci, albo niepłacenie alimentów, o wiele częściej przez ojców niż przez matki, świadczy o patriarchalizmie. Bo patriarchalizm jest przednowoczesną formą kultu (prze)mocy.
Alchymisto, zacząłem pisać dłuższą odpowiedź na temat Twoich uwag o KRK, ale mi to jakoś się pokasowało. A więc teraz krótko:
- nie wiem, czy jesteś katolikiem, ale religia katolicka jest religią objawienia (sama siebie tak definiuje, stwierdza się to na przykład w dokumencie "Dominus Iesus", skandalicznie antyekumenicznym, uchwalonym jeszcze za "waszego" papieża, zgodnie z którym JEDYNIE SŁUSZNĄ RELIGIĄ jest katolicyzm (w którym jedynie dostępna jest JEDNA I CAŁA PRAWDA ABSOLUTNA o Bogu; no i zapomniałby - ZBAWIENIE).
Katolicyzm jest POZORNIE RACJONALNY, racjonalizm jest w nim narzędziem, to znaczy czymś pozbawionym duchowości, albowiem z natury rzeczy światopogląd religijny niezdolny jest do NAMYSŁU, który, jak nas poucza pewien niemiecki filozof, jest odwagą zakwestionowania prawdziwości własnych założeń. Racjonalizm jest tu instrumentalny, służy religii. Jest też, będąc niezdolnym do namysłu, anty-dialogowy, a co za tym idzie, anty-ekumeniczny.
Masz rację, twierdząc, że katolicy ODWOŁUJĄ SIĘ DO SIŁY INSTYTUCJI, nie dobra, nie do Chrystusa, nie do Boga. Do siły instytucji, bo religia, inaczej niż wiara, jest kultem władzy/mocy.To jest znakomity dowód na to, że, jak powiedział z kolei filozof polski, religie są odczepnym dla absolutu. Pozorują wiarę. Także prawdę, miłość.
EXACTLY!
To jest właśnie ISTOTA PROBLEMU, KORZEŃ ZŁA, z którego wyrasta i wyrastało wiele niepowodzeń Polaków (kto wie, czy nie z upadkiem I Rzplitej włącznie). Przypomniało mi to fragment z "Przypadków Mikołaja Doświadczyńskiego" I. Krasickiego (notabene biskupa): główny bohater, mody panicz czyta jakąś polską wersję Roman d′Alexandre, aż będący u nich w gościnie ksiądz dostrzega książkę i oburza się, twierdząc że to książka "wszeteczna" i "framasońska" - i Pani Matka nakazuje protagoniście ową złą książkę wyrzucić.Odcinając tym samym Mikołaja D. od wszelkiego piśmiennictwa, nawet tego stosunkowo niskich lotów. Obrazek, jakiego Krasicki zapewne dość często był świadkiem w polskich dworach i dworkach.
Dr Jerzy T. Bąbel pisze ("Archetypy świadomości europejskiej. Przeszłość i współczesność"):"Wieki XVI i następne umacniają rolę kobiet w polskich majątkach szlacheckich. Mężczyźni są poza domem ( wojny, podróże, sejmiki, sejmy itp.).
Pomimo oficjalnie deklarowanego patriarchatu w społeczeństwie naszego baroku panował ukryty matriarchat.
W efekcie młody szlachcic nawet w wieku dojrzałym znajdował się pod opieką i władzą matki (patrz: "wilczyce kresowe") . Ojciec był w rodzinie nieobecny, co odbiło się po jakimś czasie w sferze religii.
Stopniowo zanikł bowiem kult Boga Ojca na korzyść kultu Matki Bożej."
http://etniczni.pl/jerzy-t-babel/wielka-matka
Apropos Żydów - jest jeszcze coś. Nawet nasi Żydzi (u których pozycja kobiety-matki była notabene dość silna) mieli takie powiedzenie - "polskie wychowanie". Odnosiło się ono głównie do młodych mężczyzn ze sfer wyższych, Polaków - wychowanych pod dominacją "Pani Matki", spod której przechodzili pod pantofel żony.
Dziś mało kto o tym wie, zwłaszcza młodzi (mnie akurat zdarzyło się kiedyś pracować w muzeum poświęconym "sprawom żydowskim"). A teraz, po II wś i po komunie (marzec ′68 itd.) jesteśmy w praktyce monokulturą. Nie już u nas ma znaczących obcych, którzy mogli by być zwierciadłem Polaków. Choć ci z Polaków, którzy ongiś ośmielali się w to zwierciadło spoglądać, i tak byli zapewne w mniejszości. No chyba że my teraz, na emigracji...
Ale chłop w obliczu księdza nie miał szans. Był niższy i podległy księdzu z definicji i z oczywistości. Mógł mu tylko czapkować, "buty lizać". Albo buntować się bezsilnie i jałowo jak piętnastolatek przeciw rodzicom, od których jest całkiem zależny. Po eliminacji szlachty-ziemiaństwa kler przechwycił ich miejsce w społecznej hierarchii. Księża stali się dyktatorami sumień i umysłów i wynieśli się ponad resztę -- nie tylko zmarginalizowanych przecież wieśniaków, ale także -- stopniowo, "procesowo" -- ponad prawo i ponad "klasę polityczną". Stali się jedyną właściwie silną elitą, tzn. taką, która dysponuje mocną organizacją trzymającą ją w całości.
To jest proces bardzo przypominający rewitalizację islamu w krajach Bliskiego Wschodu.
Wracając do wpisu Michała Mazura (zaraz wyżej), to nie "dworek" był wylęgarnią popo-matriarchatu; przeciwnie, myślę, że tradycje szlacheckie pozostają kopalnią wzorów duchowej wolności, niezależności od klechodyktatury, alternatywnych pomysłów religijnych i duchowych, a nawet reliktów szamanizmu i innego twórczego archaiku.
Sam próbowałem kiedyś nieśmiało iść tym śladem badając symbolikę herbów. ("Herby jak okna", 2007)
Drugi obwód - emocjonalno-terytorialny, wdrukowywany jest w dzieciaka, który zaczyna samodzielnie chodzić i tworzyć relacje z otoczeniem. Wdruk ten związany jest z relacją z ojcem.
Według G. Rattray-Taylora z tej samej książki, w zależności od tego, który wdruk jest dominujący w społeczeństwach, możemy dzielić dzieje na okresy matrystyczne (dominują wartości związane z pierwszym obwodem mózgowym) i okresy patrystyczne (silniejsze wdruki wartości ojcowskich).
Okres matrystyczny cechują takie pojęcia jak: -Permisywny wobec seksu -Wolność dla kobiet -Kobiety posiadają wyższy status -Cnotliwość nie posiada znaczenia -Egalitarny -Postępowy -Nie bojący się eksperymentów -Spontaniczny -Minimalizujący różnice płciowe -Bojący się kazirodztwa -Hedonistyczny -Bogini Matka.
Okres patrystyczny ma takie cechy: -Restrykcyjny wobec seksu -Nakładanie ograniczeń na kobiety -Kobiety posiadają niższy status -Cnotliwość posiada znaczenie -Autorytarny -Konserwatywny -Obawiający się eksperymentów -Restrykcyjny -Maksymalizujący różnice płciowe -Bojący się homoseksualizmu -Ascetyczny Bóg Ojciec.
We współczesnej zachodniej liberalnej demokracji królują cechy matrystyczne, według tego opisu. U nas w Polsce jest to bardziej wymieszane, bo kojarzą mi się mocno też drugie cechy. Niby faktycznie ojca jest mało, dziadkowie żyją krócej niż babcie, więc z matrystycznymi wdrukami liberalnej demokracji i państwa opiekuńczego ścierają się u nas z powodzeniem księża.
- na pewno znaczenie ma intensywnosć przeżyć, bolesne anomalie;
- może też jakas osobnicza podatnosć na okreslone wdruki (ale tu strzelam przyznaję, może jakies atrologiczne wpływy, sam nie wiem);
Jest w tym artykule jakiś ukryty wymiar, który można by moim zdaniem poddać ostrożnej psychoanalizie. Ciekawiłoby mnie Wojtku, jak teraz patrzysz na ten tekst. Zachęcam jednak do czytania również komentarzy Krzyśka Joczyna. Moim zdaniem są bardzo przenikliwe. Wskazują przede wszystkim na WŁADZĘ kobiet jako coś równie patologicznego i wykreowanego w obrębie patriarchatu (pewną formę, tak bym to widział, odreagowania kobiet pozbawionych podmiotowości w patriarchacie).
Tu jest kilka "zmiennych": kwestia władzy jako relacji podporządkowującej (de facto reifikującej, a więc również frustracjo- i traumogennej); kwestia płci a nawet tożsamości płciowej (vide wypowiedzi Wojtka Jóźwiaka i Krzyśka Joczyna na ten temat, z którymi zresztą się zgadzam). Kwestia wieku (patriarchat idzie od PATRIARCHY, podkreślam udział kobiet w patriarchacie, także kobiet matriarchalnych, broniących władzy RODZICA. Konkretny przykład - toksyczność rodziny Thomasa Manna i rola matki w jej wytworzeniu, a tam nie było żartów, bo trójka dzieci popełniła samobójstwo; to jest ta przerażająca rodzina WIELKOmieszczaństwa (w Polsce tego nie było - dziękujemy bogom?), aspirująca do WIELKOŚCI każdego rodzaju, także WIELKOŚCI NIEMIEC. Te stłumienia wyjdą też potem w nazizmie).
Przychodzi mi do głowy jeszcze jedno spostrzeżenie, może błędne. Władza ojców jest siłowa, niekiedy dosłownie, władza matek dokonuje się przez swoiste uwiedzenie, nie kazirodcze. Chodzi o sytuację braku ojca, niekiedy tylko funkcjonalnego braku, gdy syn musi go zastąpić, stając przeciw niemu po stronie matki, która kreuje negatywny obraz ojca, siebie przedstawiając jako słabszą. Wtedy syn nie widzi, że jest zależny i podporządkowany matce. Ale chodzi też o walkę o władzę w rodzinie dzieckiem.
Czy nie zastanawia nas, że mało mówimy o córkach?
Otóż moi kochani, tak się składa że to akurat ja akurat miałem okazję zaprzyjaźnić się z gościem niewiele starszym od siebie, kto został właśnie wychowany po dworkowemu. Tak, w XXI wieku ! Jego dziewczyna podobnież... oczywiście nijak to się miało np. do ich faktycznego stanu majątkowego czy możliwości. Relikty upadłego świata...
Ogólnie rzecz biorąc, mieszkałem nawet z nimi przez pewien czas (nawet w pewnym majątku pod Krakowem, który należał do jednego z ich krewnych) i miałem okazję poobserwować ich zachowania. On był faktycznie wychowany jak Mikołaj Doświadczyński, tylko może nieco bardziej oczytany... po staremu, włącznie z fechtunkiem. Choć potrafił czasem zaszokować człowieka - kiedyś np. pochwalił się że któryś z jego przodków spłodził koło setki nieślubnych dzieci z chłopkami, tam u nich na wschodzie Ukrainy. Ech, Ludwik XIV z Dzikich Pól ;)
Rozeszli się, przez jego i jej rozrzutność i nieumiejętność mierzenia sił na zamiary, nieumiejętność gospodarowania i wieczne "jakoś to będzie". Ja o mały włos nie zostałem naciągnięty na dość konkretną sumę pieniędzy, o reszcie zamilczę...
--> "myślę, że tradycje szlacheckie pozostają kopalnią wzorów duchowej wolności, niezależności od klechodyktatury, alternatywnych pomysłów religijnych i duchowych, a nawet reliktów szamanizmu i innego twórczego archaiku.Sam próbowałem kiedyś nieśmiało iść tym śladem badając symbolikę herbów. ("Herby jak okna", 2007)"
I dobrze myśleliście. Nie neguję pozostałych rzeczy typu herby itp. - to jednak jeszcze pochodzi ze świata wcześniejszego, świata wojowników, rycerzy. Dworek jako formacja kulturowa wyrodził się dużo później z tego świata.
Czy wojownicy, rycerstwo mieli związki z odmiennymi stanami świadomości? Myślę że tak, i nie chodzi tu tylko o herby, których część mogła wziąć się właśnie z takich rzeczy. Utwierdza mnie w tym także to, że wspomniana powyżej osoba potrafiła rozpoznać stan ekstatyczny.
Tak, właśnie dzięki tradycjom przekazywanym z pokolenia na pokolenie - gość był bystry, od razu pokojarzył co zaszło między nami w trakcie sparringu z jakimiś strzępkami podań z Dzikich Pól (które mnie nie są znane). Coś związanego z charakternikami (czyli nie-szlachtą, tak zasadniczo). Potrafił rozpoznać to, o czym nigdy
Nadal uważam, że:
1) nie ma u nas patriarchatu, więc walki z nim uprawiane przez niektórych "kulturowych lewicowców", na wzór krajów germańskich, są walką z wiatrakami;
2) zamiast niego działa mentalny ("archetypowy"?) dyktat ciemnych figur, tj. księży i matron ("moherów"), za którymi ustawiają się inne ciemne figury -- tak jest ustawiona polska polityka...;
3) wyobrażenia na temat mężczyzn i ich roli są tknięte schizofrenią: albo mężczyzn i ich rolę potępia się czy dezawuuje (figura ojca-przemocowca czyli właściwie, przestępcy-kata z definicji) albo ustawia "w niebiesiech" ("dawca idei", jak pisała wyżej Aleksandra) -- jakaś huśtawka emocji temu towarzyszy; brakuje "zadań dla mężczyzn na co dzień".
Ciekawa jest opinia Jamesa Hillmana: że bez sensu jest narzekać na "ojca nieobecnego", kiedy właśnie na tym polega rola ojca: że jest on trochę nieobecny, bo swoje główne zadania dla rodziny realizuje poza rodziną, gdzieś "w terenie".
Hillman w ogóle leczy z wielu rozpowszechnionych intelektualnych skrzywień.
Poza tym, cóż, jestem teraz starszy o 15 lat, a starcom zaczyna to wszystko zwisać...
Jesteś pewien, że skłonność do eksperymentów jest cechą matrystyczną, a obawa i niechęć patrystyczną? Ja bym powiedział, że odwrotnie.
Ja byłem w mojej rodzinie pod tak silnym wpływem kobiet przy całkowitej praktycznie eliminacji mężczyzn, że w tej dyskusji wolę się nie wypowiadać. Nadrobienie braków wynikłych z tego zajęło mi wiele czasu.
--> Zadanie dla mężczyzn na dziś? [...] Kochać COŚ i walczyć o to... Kobiety raczej idą za.
Zgadza się, przynajmniej dla większości przypadków. Tak z moich obserwacji. Najbardziej jaskrawym przykładem, jaki sobie przypominam była pewna młoda dziewczyna, oboje rodziców z tej "kolorowej" lewicy, na dodatek pracowali w miejscowym TVN - a ona... chodziła z "łysym" Bo coś jej w nim imponowało, ten bunt... chyba
A ów "łysy" był nawet wporzo, całkiem bystry i chodził na zebrania UPR, choć chyba nie wszystko ogarniał. Zresztą, to nie była taka "zwykłą" partia - gdy dyskusja schodziła na pewne aspekty ekonomiczno-filozoficzne, goście sypali nazwiskami i ideami - to czasem ja też nie ogarniałem.
Mój tato był podoficerem w wojsku, i w domu było raczej autorytarnie, nie sprzyjało to pełnej spontaniczności, miłości i kompleksowemu rozwojowi.
Nasi ojcowie albo byli nieobecni albo próbowali rządzić twardą ręką. Ich ojcowie pewnie byli jeszcze bardziej twardzi. Może wszystko zmierza w rodzinach w lepszą stronę, w stronę lepszej komunikacji i większej miłości?
21. @Aleksandra Ostrowska-Jagoda • autor: (2015-04-19 10:07:36)
Rodziny wojskowe, o których pisze Arkadiusz to odrębny problem. Z kilkoma córkami wojskowych chodziłem na randki i śmiem powiedzieć, że są to dziewczyny... Umysłowe amazonki w dobrym tego słowa znaczeniu. Kobiece, ale biwak i brud przyrody im niestraszny. Jednocześnie zaznacza się w nich często silny głód duchowości, co wynikało z ateistycznego wychowania domowego.
No, ładnie. Rzucasz pewną tezę, a kiedy proszę o wyjaśnienie, odsyłasz do socjologów (nic mi nie wiadomo, żeby to było ich stwierdzenie) i schodzisz na temat komunikacji. Komunikacja się poprawia, to widać. Tylko co to ma do rzeczy ze skłonnościami do eksperymentów?
Możesz nie odpowiadać, straciłem zainteresowanie.
Tu zresztą pewne kwestie mogą być determinowane [w znacznym stopniu] genetycznie.
Polecam książkę Wilfrieda Wiecka Gdy mężczyźni nauczą się kochać.
I już tak "tytułem przypomnienia" powiem, że niektórzy twierdzili, że w Polsce XVII-wiecznej rządziły kobiety i że nadal jestem ciekaw jakiegoś uzasadnienia tego pomysłu. (Na czym to niby miałoby polegać?)